Historia Poznania

80 lat temu ten kościół stał się katolickim! Parafia na Rynku Wildeckim ma ciekawą historię!

2025-02-06 12:32

Kościół na Rynku Wildeckim powstawał 120 lat temu. Świątynię poświęcono w marcu 1907 roku. Warto jednak wspomnieć, że zarówno świątynia, jak i jego parafia należała do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Nic dziwnego, gdyż wtedy Poznań był w granicach Cesarstwa Niemieckiego. Katolicy przejęli świątynię pod koniec II wojny światowej. Ta parafia trwa do dzisiaj, a w lutym 2025 roku mija 80. rocznica tego wydarzenia.

Historia początków kościoła na Rynku Wildeckim w Poznaniu

O opowiedzenie historii kościoła na Rynku Wildeckim w Poznaniu poprosiliśmy wieloletniego proboszcza parafii pw. Maryi Królowej - księdza Marcina Węcławskiego. - Kościół na Rynku Wildeckim został zbudowany w latach 1904-1907. Uroczyste poświęcenie było 15 marca 1907 roku. Przez państwo niemieckie, pruskie, dla Niemców ewangelików, licznie wówczas zamieszkujących Wildę. I był pomyślany nie tylko jako miejsce duszpasterstwa, ale też jako miejsce umacniania Niemczyzny w Poznaniu. Najpierw zbudowano kościół, a potem przy nim pastorówkę. Bardzo obszerny budynek, aktualnie się w nim znajdujemy i tu rozmawiamy. Była tu duża biblioteka, stacja diakonijna, mieszkania pastorów, a także pomieszczenia seminarium duchownego ewangelickiego dla przyszłych pastorów. Zachował się opis poświęcenia kościoła z 1907 roku. Akademia ku czci cesarza, który zapłacił 180 tysięcy marek w złocie. To były bardzo duże pieniądze. Dodam, że biskupstwo ewangelickie na ten cel wydało 15 tysięcy, a miejscowi parafianie zebrali 5 tysięcy, więc to jest proporcja znaczna. - mówił proboszcz wildeckiej parafii.

Ewangelicka parafia na Wildzie przed, w trakcie i po I wojnie światowej

O liczbie parafian przed i po I wojnie światowej, oraz losach pastorów parafii mówił duchowny tak: - Parafia wówczas liczyła ponad 4 tysiące wiernych, parafia ewangelicka. Jej zapleczem były zakłady naprawy taboru kolejowego w niemieckich rękach, a nieco dalej polskie zakłady Cegielskiego, które z kolei ściągały robotników polskich. Przełomem zasadniczym była I wojna światowa. Cesarz jeszcze dodatkowo ufundował dzwony na wieżę kościelną, a kiedy szala zwycięstwa zaczęła chylić się ku Francji, Anglii, Ameryce, zaczęło brakować środków do prowadzenia wojny, tenże cesarz kazał zdjąć dzwony z wieży kościelnej i przetopić na broń, bo to jest wszystko jego.Zachowały się listy superintendenta Paula Blau'a, Niemca, do pastorów ewangelickich z okresu I wojny światowej, który to w listach pastor Blau apelował, że ze wszystkich sił trzeba popierać cesarza Niemiec, bo jeżeli cesarstwo przegra, do władzy dojdą socjaldemokraci przeciwni takiemu pojmowaniu chrześcijaństwa, jakie wówczas było, że chrześcijaństwo, protestantyzm jest religią państwową i przestanie być finansowany kościół protestanckim, co rzeczywiście nastąpiło po I wojnie światowej w Niemczech. Gdy w Poznaniu wybuchło powstanie, które się udało i z parafii cztero- i półtysięcznej, ewangelickiej pozostał niecały tysiąc ludzi starszych, chorych, mało zaradnych. Pierwsze, że wielu młodych mężczyzn zginęło w czasie I wojny światowej, a drugie, Niemcy masowo opuszczali Poznań po I wojnie światowej, dobrowolnie, bez żadnego przymusu, przenosząc się na teren Niemiec - opowiadał ksiądz Marcin Węcławski. -  Parafia Ewangelicka św. Mateusza była w trudnej sytuacji materialnej, był bardzo na pewno ofiarny. Pastor Karol Brumak, ojciec licznej rodziny, z powodu braku pastorów obsługiwał też parafię w Zakrzewie pod Poznaniem. Kościół według wspomnień moich parafian, pamiętających jeszcze czasy przedwojenne, (5:54) na ogół był zamknięty i tylko był otwierany w niedzielę na nabożeństwo i jeśli się trafiła uroczystość pogrzebowa, wtedy był otwierany. W 1939 roku doszło do napięć w związku z zbliżającą się wojną i kiedy ona wybuchła, pastorowie ewangelicy zostali internowani i pędzeni do Warszawy, pieszo. Pośród nich także proboszcz pastor Karol Brumak - kontynuował duchowny.

Jak wyglądała wojenna i powojenna rzeczywistość parafii na Rynku Wildeckim?

Historia kościoła, jego duchownych, oraz parafian, a także przekształcenia z kościoła ewangelickiego na katolicki, także jest bardzo ciekawa. Także o tym mówił proboszcz parafii na Rynku Wildeckim z 30-letnim stażem w tej świątyni. - Naukowe opracowania mówią, że początkowy entuzjazm ewangelików wobec Hitlera został szybko ostudzony, bo zarządca kraju Warty, Artur Gleiser, prześladował chrześcijaństwo w ogóle, nie tylko katolików i ewangelicy niemieccy byli w trudnym położeniu w czasie wojny. Na przykład zabronił zbierania składek i płacenia (co jest tradycją niemiecką), podatku kościelnego. Także nie było środków na utrzymanie pastorów protestanckich, a wiernych przybyło, bo przesiedlono z krajów bałtyckich, Niemców. Także w czasie II wojny światowej tutaj został zatrudniony drugi pastor, właśnie przede wszystkim dla przybyszów z Łotwy, z Estonii. Ludzie wiedząc o tym, jaka jest trudna sytuacja, w ławkach zostawiali pieniądze zamiast siebie. Nie było składki, więc po nabożeństwie na ławkach leżały pieniądze. Ostatnie nabożeństwo, jakie zostało odprawione w kościele św. Mateusza na Rynku Wildeckim, było 20 stycznia i potem pastor z rodziną uciekł. Osiedlił się po wojnie niedaleko Kilonii, w Prec i tam dokonał swojego życia. Przed II wojną światową Polacy katolicy zaczęli budować nowy kościół katolicki (10:33) w pobliżu Rynku, konkretnie u zbiegu ulic Czajczej i Wierzbięcic. Mury tego kościoła miały wysokość metra. W 1939 roku we wrześniu natychmiast hitlerowcy budowę zatrzymali. Część murów wysadzili w powietrze, na części fundamentów wybudowali domy (10:55) dla funkcjonariuszy NSDAP. Do dzisiaj te domy stoją wzdłuż postoju taksówek przy ulicy Wierzbięcice, właśnie róg Czajczej. W czasie II wojny światowej na Wildzie ukrywał się ksiądz Czesław Gryczka, był tramwajarzem, motorniczym i na szczęście się udało, że go nie rozpoznano. Wilda stosunkowo szybko została wyzwolona z planowania niemieckiego i wówczas ksiądz Gryczka udał się na Łazarz, do księdza biskupa Walentego Dymka, zapytać się, co robić w tej sytuacji. I natychmiast biskup Dymek polecił, że trzeba przyjąć kościół niemiecki na Rynku Wildeckim. Robotnicy wildeccy przyszli do komendantury wojsk radzieckich i poprosili o ten kościół, jako rekompensatę za to, co Niemcy zniszczyli i zabrali. Słyszałem od parafianina, który dawno nie żyje, że ten komendant się bardzo wzruszył, bardzo się życzliwie do tej prośby odniósł. Kazał wydać klucze i miał też wydać takie polecenie, że jeśli któryś z jego żołnierzy by coś tam ukradł albo napaskudził, co było dosyć powszechne w wojsku radzieckim, to że on osobiście takiego ukarze. I 17 lutego 1945 była pierwsza msza święta. A więc teraz za chwilę będzie 80 lat od tego zdarzenia. Opowiadał mi też znowu już nieżyjący parafianin o tym, jak przygotowywali wnętrza kościoła. Na balkonach były napisy w języku niemieckim, więc je zaklejali papierem toaletowym, bo nie było żadnego innego. W Poznaniu trwały jeszcze walki do 23 lutego. Nie było żadnej polskiej administracji - opowiadał proboszcz parafii pw. Maryi Królowej w Poznaniu. 

Zobaczcie współczesne zdjęcia wnętrza kościoła pw. Maryi Królowej na Rynku Wildeckim, a także pamiątkowych pieczęci dawnej, ewangelickiej parafii pw. św. Mateusza, podarowanych obecnemu proboszczowi przez syna dawnego pastora ewangelickiego, zarządcy kościoła sprzed II wojny światowej

Poznań Radio ESKA Google News
Autor: