Tragedia na Jeżycach
W nocy z soboty na niedzielę w kamienicy przy ul. Kraszewskiego w Poznaniu doszło do pożaru i wybuchu. W akcji zginęło dwóch strażaków, a 11 zostało poszkodowanych. Do szpitala trafiły także trzy osoby cywilne, które też zostały ranne.
Miasto objęło opieką osoby poszkodowane. Wsparcie dla przedsiębiorców przygotował również Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. W zdarzeniu ucierpiało ponad 100 osób.
Szokujące wyznanie. Tak działał sklep z akumulatorami?
Przyczyny pożaru są wyjaśnianie, a prokuratura prowadzi śledztwo. Wiadomo, że w kamienicy przy ulicy Kraszewskiego działał sklep z akumulatorami i bateriami. To tam mogło dojść do pojawiania się ognia, który siał spustoszenie w tę tragiczną noc. Jak udało nam się ustalić, na górnym piętrze znajdowała się dyspozytornia, do której przychodzili klienci zdawać swoje akumulatory. Niektóre z nich składowane były w firmie po parę miesięcy. Porozmawialiśmy także z jednym z byłych pracowników firmy, który chciał pozostać anonimowy.
- Gdy dochodziło do pożarów, nie było to nigdzie zgłaszane, zazwyczaj wrzucano baterie do wiadra z piaskiem bądź gaszono gaśnicą. Jeżeli był to jakiś większy pożar, do takich pożarów dochodziło dwa trzy razy w tygodniu, szły też dość takie mocne iskry. Stare baterie najzwyczajniej w świecie były owijane w taśmę przezroczystą i trzymane jedna na drugiej i wrzucane do kartonu. Na ten karton szła czarna taśma, jak było około sześciu, siedmiu, jak się walały już to były one wyrzucane - przyznał.
Jak dodaje były pracownik sklepu, wymiany były robione na drewnianym stole.
Listen on Spreaker.