Lekarce zarzucano m.in., że miała nazwać czarnoskórą rodzinę "czarnuchami", odseparować ich od innych pacjentów w osobnej poczekalni, a po wizycie - wietrzyć po nich gabinet. Szpital dziecięcy - mimo, że już wcześniej zdarzały się skargi na lekarkę - jest przekonany o jej niewinności i nie wyciągnie wobec niej konsekwencji
Szpital nie ma absolutnie żadnych podstaw, żeby nie wierzyć swoim pracownikom i temu, w jaki sposób opisują całą sytuację. Wobec lekarza, wskazanego przez rodzica z imienia i nazwiska, sformułowano dziesiątki krzywdzących publikacji, a w komentarzach internautów pojawiły się obraźliwe określenia. Do Szpitala zaczęły również trafiać groźby wobec wskazanego lekarza Nie do zaakceptowania jest szkalowanie personelu - mówi Urszula Łaszyńska, rzeczniczka szpitala.
Zaskoczony i zaniepokojony takim stanowiskiem placówki jest Uniwersytet Przyrodniczy, na którym od kilku miesięcy uczą się czarnoskórzy rodzice. Rektor uczelni spotkał się ze studentami z Nigerii, którzy nie ukrywali, że poczuli się dotknięci zachowaniem lekarki. Szkoła wysłała pismo z prośbą do szpitala o ponowne zbadanie sprawy i postawiła konkretne pytania.
Dlaczego ci państwo zostali z tym miesięcznym dzieckiem wyproszeni na dwór, gdzie panowała bardzo niska temperatura, dlaczego badanie dziecka odbywało się bez obecności rodziców, czy informacje, przekazane przez świadka o skrajnie rasistowskich wypowiedziach personelu na pewno zostały rzetelnie zweryfikowane. Naszym zdaniem zaistniała sytuacja nie była sytuacją normalną. Przedstawiamy w piśmie fakty, które wskazują, że procedury zostały naruszone. Mamy świadka, który słyszał to, co słyszał. Małżeństwo z Nigerii czuło się niekomfortowo. Przykładem może być fakt, że kiedy kobieta poprosiła o wodę, to postawiono ją jej na klapie od śmietnika. Mimo braku znajomości języka, takie sytuacje pozwoliły im odczuć, że są źle traktowani.
Szpital zapowiada, że wkrótce odniesie się do pisma uczelni.