Reportaż

"Jak ktoś to kocha, robi z pasją to jest to bardzo fajny zawód". Poznajcie kulisy pracy zegarmistrza [ZDJĘCIA]

2025-02-21 20:06

Zawód zegarmistrza nie cieszy się dziś tak dużą popularnością jak dawniej. Młodzi ludzie niezbyt chętnie wiążą się z tą branżą, ostatnio mieliśmy okazję się przekonać, że być może to błąd. W zakładach zegarmistrzowskich wciąż nie brakuje klientów, którzy przychodzą zarówno z zegarkami, jak również z zabytkowymi zegarami. O kulisach pracy opowiedział nam Pan Janusz Bilicki, jeden z poznańskich zegarmistrzów.

Zegarmistrzostwo. Historia zawodu

Pierwsze mechaniczne instrumenty do pomiaru czasu pojawiły się w XIII wieku. Wykuwano je z żelaza. Najczęściej trafiały do klasztorów. Najstarsze świeckie wieże zegarowe powstały w XIV wieku, działały m.in. w takich miastach jak Paryż, Londyn, Wrocław czy Norymberga. W kolejnym stuleciu pojawił się pierwszy zegarek kieszonkowy. Jego autorem był norymberski ślusarz Peter Henlein. Mógł on pracować przez 40 godzin i był wystarczająco mały, by zmieścić się w kieszeni płaszcza lub w sakwie na pieniądze.

Pierwsze zegarki na rękę powstały w wyniku połączenia dwóch rodzajów biżuterii: znanych od stuleci, bransolet różnego typu i nowych, małych zegarków w formie naszyjników lub broszek. Do finalnego, udanego połączenia doszło według historyków w 1790 roku. Autorem udanej produkcji były genewskie zakłady zegarmistrzowskie Jaquet-Droz (dziś Swatch Group) i Leschot. Interesująca historia z dziejów zegarmistrzostwa wiążę się również z niemiecką marynarką wojenną, która zamówiła dla swoich oficerów dostawę zegarków na rękę na łańcuszkowych bransoletach. Wykonać je miała szwajcarska manufaktura Girard-Perregaux. Było to pierwsze zamówienie zegarków na rękę w seryjnej produkcji, w dziejach zegarmistrzostwa. Prototypy z mechanizmem kwarcowym pojawiły się w 1967 roku. Ich autorami są inżynierowie ze Szwajcarii i Japonii.

Poznań Radio ESKA Google News
Autor:

Na czym polega codzienna praca zegarmistrza?

Zegarmistrzostwo to rzemiosło polegające na naprawię zegarów i zegarków. Tak można by opisać ten zawód w dużym skrócie. My udaliśmy się jednak do zakładu zegarmistrzowskiego pana Janusza Bilickiego, na poznańskich Jeżycach, który opowiedział nam o przykładowym dniu w tej branży, z wieloma szczegółami.

Jest pewien podział tych prac. Są zegary, zegarki, są jeszcze dorabiane części. Właściwie jest to tak podzielone, że każdy tydzień coś innego robię. Jest też coś takiego, że zaczynam robić bardzo trudne, precyzyjne prace i jak widzę, że nie idzie mi ta praca to zostawiam to i robię coś innego. Polega to głównie na tym, że mam jakąś przewidzianą pulę zegarów, czy zegarków to one są rozbierane. Dopiero po rozebraniu takiego zegara można znaleźć błąd, przyczynę. Cokolwiek się dzieje. Nie można powiedzieć, że jest jedna standardowa odpowiedzieć. Każdy zegar wymaga innego podejścia. Są różne materiały, też w zależności od wieku zegara. Trzeba czasami troszkę inaczej podejść. To jest sprawa technologii i materiałoznawstwa. Można bardzo łatwo zniszczyć powłoki. Zegary, które mają po 200 lat są inaczej wykończone, niż takie, które mają po 100 lat. Jeszcze inaczej współcześnie, trzeba inne materiały zastosować. Potem rozrysować brakujące części, przemyśleć jak część dorabiać i wtedy nie licząc, obsługi i porad telefonicznych, bo po dużo porad ludzie dzwonią. Koniec pracy jest wtedy, kiedy żona zadzwoni. Jak się coś robi, to odejść kiedy jest nieskończona praca jest bardzo ciężko. Pracuje się tak długo jak trzeba - podkreśla pan Janusz Bilicki.

Jaka przyszłość czeka zawód zegarmistrza? 

Zawód zegarmistrza nie cieszy się dużym zainteresowaniem wśród młodych rzemieślników. - Ostatnim moim uczniem 20 lat temu był mój syn - mówi pan Janusz Bilicki. Brak chętnych może zaskakiwać. W zakładzie zegarmistrzowskim, który mieliśmy okazje ostatnio odwiedzić nie brakowało klientów. Pan Janusz zauważa, że w przypadku mistrzów tego fachu mowa o praktycznie wyłącznie osobach w wieku emerytalnym.

Bardzo mało osób się uczy zawodu w tej chwili. To jest też kłopot. Większość moich kolegów zegarmistrzów jest starsza ode mnie. Ja jestem od trzech lat na emeryturze. Większość moich kolegów ma 80 lat, albo więcej, ale wciąż działają. W tym zawodzie wszyscy pracują do końca życia. To jest pasja. Mam kilku kolegów, którzy wyuczyli się zawodu, ktoś ich gdzieś ukierunkował, ale całe życie się męczą. Jak ktoś to lubi, kocha, robi z pasją to jest to bardzo fajny zawód. Ostatnio ucznia miałem 20 lat temu. Był nim mój syn. Wyuczył się u mnie. Od 15 lat działa samodzielnie wcześniej na Górnej Wildzie, teraz na Garbarach. Jest teraz taki europejski program “Zaułek Rzemiosła”. Jeżeli ktoś jest rzemieślnikiem, niekoniecznie zegarmistrzem. Każdy kto robi jakieś rękodzieło może zgłosić się do Urzędu Miasta do ZKZLu i dostaje taki lokal. Jest ileś lokali, które można dostać za pół ceny, plus promocja na stronach miasta. Syn skorzystał z tego. Około 80 podmiotów działa w ten sposób. Jest to zlokalizowane w jednym miejscu. Taka jest tego idea, żeby to było w charakterystycznym miejscu. U nas to jest ulica Garbary gdzieś przy Starym Rynku. To może pomóc ludziom, którzy by chcieli - zauważa pan Janusz Bilicki.

Pan Janusz jest w branży zegarmistrzowskiej od 50 lat. Od 1983 roku działa na poznańskich Jeżycach

Pasja do sztuki zegarmistrzowskiej narodziła się u Pana Janusza Bilickiego już dzieciństwie. Zegarami zafascynował go sąsiad, który również był zegarmistrzem. Od małego spędzał czas w jego pracowni i wiedział, że właśnie tym chcę się w życiu zajmować. Jego zakład działa na poznańskich Jeżycach od lat 80, ubiegłego stulecia.

Na Jeżycach był mój wuj, który też był świetnym fachowcem. Pochłonąłem od niego dużo wiedzy i tajemnic. Z tym, że wuj nie był pedagogiem. Miał natomiast ogromną wiedzę. Prowadził przede mną tutaj pracownię przez 30 lat. Od 1956 roku do 1983 roku. Potem ja tu przyszedłem. A pracować zacząłem w wieku 18-19 lat. Na Głogowskiej, przy Rynku Łazarskim z drugim fachowcem. To były czasy zupełnie inne niż dzisiaj. To były czasy komunistyczne. Rynek Łazarski to była skarbnica materiałów, części zegarków. Właściwie wszyscy prawie antykwariusze, którzy mają dziś firmę zaczynali na Rynku Łazarskim wtedy. To było fajne miejsce. Dawało kontakty i możliwość dotarcia do ciekawych przedmiotów. Po iluś latach, jak mój wuj przeszedł na emeryturę w 1983 roku to ja przyszedłem tutaj. Od tego czasu jestem tutaj z małżonką - opowiada pan Janusz Bilicki.

"Zegarki to nie tylko to co nosimy, ale również pasja, inwestycja"

Klienci trafiają do zakładu pana Janusza Bilickiego z różnymi problemami. Zarówno z zegarami jak również zegarkami. To często pamiątki rodzinne rzeczy o wielkiej wartości sentymentalnej. Dla niektórych są dobrem luksusowym, dla innych użytkowym, pełnią również funkcję garderoby. Nasz rozmówca podkreśla, że to często pasja, ale również inwestycja.

Powiedzmy, że w użyciu są smartwatche, ale jak mamy gdzieś iść na jakieś przyjęcie, prestiżowe spotkanie to trzeba swój najlepszy zegarek mieć założony prawda. To tak samo jak z dobrym samochodem, czy odpowiednim ubiorem. Te zegarki są wysokiej klasy, dobre, mechaniczne, najczęściej szwajcarskie. Wymagają konserwacji, czy czegokolwiek. Tak samo pamiątki rodzinne, które są w domach. Zegary, które tutaj mamy to w większości pamiątki rodzinne i każdy z nich ma swoją historię. Ten ma 150 lat, ten wysoki stojący jest ze Szkocji. On ma około 300 lat. W szafce zegar, który ma 250 lat i każdy z nich ma co najmniej drugie tyle przed sobą. Jeśli ktoś chcę to mieć w domu przez pokolenia, to trzeba konserwować, zadbać o nie. Zegarki to nie tylko coś co nosimy, ale również inwestycja. To też są pasję, jak ktoś zaczyna interesować się zegarkami to trudno mu pozostać na jednym ulubionym. Jak zagłębi się w temat to zauważy, że inna firma zrobiła coś fajnego. W taki sposób powstają kolekcję, którymi się też trzeba zająć i zadbać - podkreśla pan Janusz Bilicki.

"Kiedyś przyjechał pan ze Szwecji. Z zegarkiem za 100 tys. euro"

Pan Janusz doskonalił swój warsztat w Anglii. Gdzie miał do czynienia z najlepszymi zegarkami w swoim życiu. Wartymi po kilkaset tysięcy funtów. Polski rynek wygląda dużo skromniej. Kiedyś doświadczył jednak historii z klientem ze Szwecji, który przyszedł do zakładu z potrzebą naprawy zegarka wartego 100 tys. euro.

To była droga naprawa. Zrobiliśmy kawkę w przeciągu pięciu godzin miał zrobione. To była drobna rzecz, śrubka wypadła. Wpadła w element, ale przez to, że zegarek był taki drogi to nikt nie chciał się tego dotknąć. To była duża odpowiedzialność, ale generalnie większość zegarków to nie jest sprawa wartości, tylko rzadkości, ale też sentymentalności. Bardzo ciekawe konstrukcyjne rzeczy, po prostu białe kruki - zauważa Pan Janusz. 

Zakład Zegarmistrzowski Janusza Bilickiego. Zobacz zdjęcia!