Szymon Ziółkowski

i

Autor: AFP/EAST NEWS

IO 2024

Prawdziwy powrót do przeszłości z mistrzem. Szymon Ziółkowski wspomina swoją olimpijską karierę [WYWIAD]

2024-07-12 10:55

Debiutował w Atlancie w 1996 roku. 4 lata później na Antypodach w Sydney osiągnął to o czym marzy każde dziecko, kiedy zaczyna uprawiać sport. Został mistrzem olimpijskim. Do dziś jest jedynym mistrzem olimpijskim rodem z Poznania. Szymon Ziółkowski postanowił zabrać nas w prawdziwą podróż w czasie, po swojej olimpijskiej karierze.

Zacznijmy od powrotu do przeszłości, czyli Igrzysk Olimpijskich w Sydney w 2000 roku. Jak pan wspomina tamte zawody w rzucie młotem? To z pewnością musiało być coś na co każdy sportowiec czeka przez całą swoją karierę.

- To były wyjątkowe zawody, pod wieloma względami dla mnie. Po pierwsze Antypody, pierwszy raz miałem okazję być tak daleko. Po drugie bardzo zimno, bardzo mokro, wielkie oczekiwania. Ja już szczerze mówiąc do końca nie pamiętam co wtedy się działo, minęły 24 lata. Wydarzyło się potem w moim życiu trochę różnych, innych rzeczy. Te igrzyska spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Zawsze się mówi, że ten złoty medal olimpijski to jest zwieńczenie kariery sportowej. A u mnie sportowa kariera seniorska zaczęła się od złotego medalu olimpijskiego. A potem było lepiej, było gorzej.

Wydaje mi się, że pańskie złoto patrząc szerzej na polską lekkoatletykę w późniejszym okresie miało duże znaczenie. Dobrze pamiętam Igrzyska Olimpijskie w Pekinie w 2008 roku czy Mistrzostwa Świata w Berlinie rok później. Wówczas wciąż żyło się złotem Szymona Ziółkowskiego z Sydney.

- W Wielkopolsce cały czas żyje się złotem Szymona Ziółkowskiego. To jest cały czas jedyny złoty medal olimpijski zdobyty przez Wielkopolanina kiedykolwiek. Dla mnie to było nie do pomyślenia. Mimo, że minęło prawie ćwierć wieku, nadal jest tak samo.

Czy Igrzyska Olimpijskie w Sydney, to w pańskim odczuciu właśnie taki moment w życiu sportowca, w którym pomyślał Pan, że warto było od dziecka trenować, marzyć, pewnie czasami trochę cierpieć, trochę się męczyć, bo w końcu to mam, jestem mistrzem olimpijskim?

- Uważam, że sport warto uprawiać nawet jeżeli nie osiągnie się sukcesu. Uważam, że sport jest wielką szkołą, która przydaje się trochę w życiu, przydaje się w pracy, przydaje się we wszystkim. To, że uprawialiśmy sport, że trenowaliśmy, że byliśmy w stanie łączyć szkołę, naukę z treningami to nam zawsze będzie pomagać. Niezależnie od tego czy osiągnęliśmy sukces czy nie. W moim przypadku akurat się zdarzyło tak, że ten sukces sportowy był, ale ogólnie uważam, że sport jest wielką szkołą życia i jest bardzo potrzebny.

Wiadomo, że ludzie, którzy rywalizują na igrzyskach to nie są kolokwialnie mówiąc goście z przypadku, tylko jedni z najlepszych w swoim fachu na świecie. Czasami, jednak dochodzi do sytuacji, w których faworyci zawodzą. Czy w kontekście takich zawodów najważniejsza jest ta słynna głowa, o której się tak dużo mówi, jako o wyznaczniku sukcesu na największych imprezach?

- Głowa w sporcie to zawsze 90% sukcesu. Całą resztę każdy ma wypracowaną. To nie jest problem być silnym, przypakowanym, szybkim itd. Jeśli nie masz głowy to nie wygrywasz zawodów. Mamy wielki przykład - Paweł Fajdek. Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Jestem bardzo ciekawy, ile kuponów w różnego rodzaju zakładach Paweł położył ludziom w Polsce. Jestem przekonany, że był faworytem u większości osób, które obstawiały cokolwiek jeśli chodzi o Igrzyska Olimpijskie. A okazuje się, że może być inaczej.

Czyli jak pokazuje przykład Pawła nawet najwięksi mistrzowie mogą ponieść porażkę na tych wyjątkowych zawodach?

- Dlatego sport jest fajny, bo tych medali się nie przysyła pocztą, trzeba je wywalczyć. Novak Djokovic schodził zapłakany z kortu, bo nie wygrał Igrzysk Olimpijskich.

Śledząc kariery przeróżnych sportowców często mam wrażenie, że właśnie okres olimpiady jest najważniejszy, to żeby do igrzysk dojść i w tym konkretnym miejscu osiągnąć sukces. Słuchając sportowców po sezonach, w których nie ma tej imprezy. To wiadomo, że w zależności od tego jak im idzie czasami słyszy się, że są bardziej zadowoleni, czasami mniej, jednak te łzy radości czy łzy smutku są zawsze najintensywniejsze właśnie przy igrzyskach.

- Jest to impreza, która odbywa się raz na cztery lata. Jest to impreza, którą ogląda cały świat. Mistrzostwa Świata, Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Kontynentów różnego rodzaju to jest zupełnie coś innego. Ja osobiście dużo bardziej cenię moje złoto Mistrzostw Świata, które zdobyłem rok później, niż złoto olimpijskie. Wiadomo, że w tym ogólnym rozliczeniu, zawsze złoto olimpijskie będzie stało na pierwszym miejscu.

Dużo mówimy o Sydney, natomiast trzeba pamiętać, że na paru Igrzyskach Olimpijskich Pan był. Od Atlanty do Londynu. Wiadomo, że Igrzyska Olimpijskie to nie tyle same zawody sportowe, ale również niesamowita otoczka, miejsce gdzie sportowcy z przeróżnych dyscyplin mają okazję się razem spotkać. Chciałem zapytać w związku z tym, która z tych imprez pod kątem atmosfery, przeżywania tego wszystkiego najbardziej utkwiła Panu w pamięci? Jak się domyślam sportowo na pewno Sydney.

- Wiadomo, że Sydney jest poza tym wszystkim, pod każdym względem jest numerem jeden. Drugie pod tym względem będą Igrzyska w Pekinie. Perfekcyjnie zorganizowane przez Chińczyków od A do Z. Tutaj nie można było się o cokolwiek przyczepić. Trzecie miejsce dla mnie to będzie Londyn 2012. Najgorsze igrzyska ever to Ateny 2004 rok. Tam nie było przygotowane nic. Ateny cały czas borykają się z problemami finansowymi po tych igrzyskach. To jest chyba jedyny na tą chwilę organizator Igrzysk Olimpijskich, który nie zarobił na tej imprezie. A jak się okazuje można, tam nie było przygotowane nic.

Przejdźmy teraz do początków, ale nie tyle tych olimpijskich, ale w ogóle do samych początków Szymona Ziółkowskiego. Ten młot towarzyszu Panu niemal od urodzenia poprzez silne więzi rodzinne z tą dyscypliną. Czy były wcześniej inne sporty, inne pasje sportowe, o których jako dziecko Pan myślał, że może jednak to, a nie młot. A może były w ogóle jakieś inne dziecięce zainteresowania i plany?

- W mojej podstawówce utworzono sekcje judo, kiedy miałem 11 lat. Oczywiście zapisałem się do tej sekcji. Przez pół roku uczęszczałem na zajęcia, ale w mojej kategorii wiekowej i wagowej miałem jednego sparingpartnera w Poznaniu, więc obydwoje wówczas stwierdziliśmy,że ten sport jest po prostu bez sensu i lepiej się w niego nie angażować. Na tym zakończyliśmy. 13 stycznia 1989 roku, w bardzo zamierzchłej przeszłości, jeszcze w poprzednim wieku. Mój tata świętej pamięci zaprowadził mnie na trening, do też świętej już pamięci trenera Czesława Cybulskiego. Na poznański AZS, w którym spędziłem 27 lat. Skończyłem w wieku 40 lat.

Na tym rozmowa z Szymonem Ziółkowskim się nie kończy. Już teraz zapraszamy Was, na drugą część naszego wywiadu, który ukaże się w przyszłym tygodniu, oczywiście na poznan.eska.pl!

Czy znałeś te ciekawostki o Poznaniu. Oto 10 najciekawszych! Sprawdź!

QUIZ o igrzyskach olimpijskich. Myślisz, że zdasz? Przekonajmy się

Pytanie 1 z 10
Gdzie miały się odbyć igrzyska olimpijskie w 2020 roku?