Mróz i śnieg – codzienność poznaniaków PRL
W latach PRL zima była nie tylko częścią krajobrazu, lecz także próbą charakteru dla mieszkańców Poznania. Temperatury spadały regularnie poniżej minus 20 stopni, a intensywne opady potrafiły sparaliżować komunikację na wiele godzin. Tramwaje nierzadko zamarzały na torach, a kierowcy grzali silniki gazetami i spirytusem technicznym. Zasp było tyle, że dzieci zamieniały je w naturalne lodowe fortece.
Władze miejskie nie zawsze były w stanie szybko reagować na pogodowe wyzwania. Brakowało odśnieżarek, piasku i sprzętu, więc mieszkańcy często brali sprawy w swoje ręce. Lokatorzy osiedli wspólnie odśnieżali chodniki, a szkoły dostosowywały plan zajęć do warunków – zdarzały się dni, gdy na lekcjach pojawiała się tylko połowa klasy. Zima była trudna, lecz jednocześnie scalała lokalne społeczności.
Magiczne, ale surowe zimy w międzywojniu
Dwudziestolecie międzywojenne miało swoje własne “pocztówkowe” zimowe oblicze. Wtedy Poznań bywał skuty lodem jak z baśni – Warta zamarzała tak solidnie, że stawała się wielkim naturalnym lodowiskiem. Wieczorami można tam było spotkać zarówno młodzież, jak i rodziny, które ślizgały się przy dźwiękach orkiestr grających na brzegu. Zimowe festyny były prawdziwą atrakcją miasta i przyciągały tłumy.
Jednak za tą atmosferą kryła się surowa rzeczywistość. Mieszkania były słabiej ogrzewane, a piecyki często nie dawały rady przy silnych mrozach. Mróz wnikał pod nieszczelne okna, a przedwojenne gazety zapełniały się poradami, jak zabezpieczać rury przed pękaniem. Mimo trudów zimy były czasem pełnym energii – na ulicach królowały sanie, a dzieci masowo zjeżdżały z pagórków Cytadeli i Wzgórza św. Wojciecha.