Najstarsze koczowisko bezdomnych w Poznaniu, którego historia sięga lat 90-tych i które miało nawet swojego sołtysa, zostało zlikwidowane. Ludzie mieszkali tam w swoistym miasteczku, w altanach, do których mieli prąd. Niedaleko Parku Sołackiego - od dawna piętrzyły się jednak problemy takie jak libacje alkoholowe czy zbieractwo śmieci. Przetrzymywano tam także bezpańskie psy, które zaczipowano. Ostatnio dołączył do nich nowy problem: pojawiły się szczury, tłumaczy Przemysław Piwecki ze straży miejskiej.
Populacja tych gryzoni w ostatnim czasie zaczęła bardzo niebezpiecznie rosnąć. To nowy problem, który wypłynął niedawno. Sąsiedztwo Bogdanki, stawu sołackiego sprawiło, że gryzonie miały na terenie koczowiska dobre siedliska w gromadzonych odpadach.
Przy ulicy Litewskiej mieszkało sześcioro bezdomnych w wieku 50+, z których dwóch najstraszych to osoby z niepełnosprawnościami. Czworo z nich zechciało skorzystać z noclegowni i pomocy miasta, dwóch mężczyzn zdecydowało się na przeprowadzkę do innego koczowiska.
Nie była to decyzja przekazana z dnia na dzień: "Proszę państwa, jutro czy za tydzień musicie opuścić ten teren". Nie - oni byli na to przygotowywani przez wiele miesiecy. I dostali od nas i od pracowników MOPR-u odpowiednie wsparcie.
Na terenie zlikwidowanego koczowiska trwa teraz wielkie sprzątanie. Wkrótce wjedzie tam ciężki sprzęt, który usunie śmieci, gromadzone przez dekady.