Rak luizjański w Lesie Dębińskim. Osobników mogą być nawet tysiące
Pierwsze sztuki raka luizjańskiego w Lesie Dębińskim odkrył już w zeszłym roku dr Mikołaj Kaczmarski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - Obecnie tych raków jest bardzo dużo. Myślimy, że to są setki skorupiaków, a być może nawet tysiące. Odpowiedź przyniosą nam kolejne miesiące - powiedział nam dr Kaczmarski. Wszystko dlatego, że gatunek ten jest bardzo płodny. Jedna samica może rocznie wydać na świat nawet kilkaset młodych!
Rak luizjański. Gatunek zagrażający rodzimej przyrodzie
Raki luizjańskie są bardzo niebezpieczne dla naszej przyrody. Gatunek pochodzi z Ameryki Północnej i w Unii Europejskiej jest uznawany za groźny. - To jeden ze stu najbardziej inwazyjnych gatunków zwierząt na świecie - podkreśla naukowiec z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Skorupiaki te mogą przenosić m.in. dżumę raczą, chorobę śmiertelną dla rodzimych gatunków raków. Dlatego Polska jest prawnie zobligowana do zwalczania raka luizjańskiego.
Raki opanowały stawy w Lesie Dębińskim. - To są zwierzęta drapieżne, jednocześnie pozostają obce dla naszego ekosystemu, przez co nie mają naturalnych wrogów - podkreśla dr Kaczmarski. W przyszłości najpewniej zacznie je wyjadać wydra. Obecnie jednak skorupiaki są ogromnym zagrożeniem - niszczą roślinność wodną, kopią nory w brzegach zbiorników. Przede wszystkim żywią się chronionymi w Polsce płazami. Gdy tych zabraknie, poszukują innego pokarmu. W ostatnim czasie wędkarze mieli się skarżyć na uszkodzone ryby. - To może doprowadzić nawet do załamania ekosystemu na Dębinie. Cały użytek jest bardzo zagrożony. A przecież obok płynie Warta - ostrzega naukowiec.
Inwazja obcych raków w Poznaniu. Skąd się wzięły skorupiaki?
Dr Mikołaj Kaczmarski jest przekonany, że do inwazji niebezpiecznych skorupiaków na Dębinie rękę przyłożył człowiek. - To bardzo atrakcyjne wizualnie zwierzęta. Były do Europy sprowadzone do akwariów. W Poznaniu też ktoś te skorupiaki kupił i albo je porzucił, albo miał jakiś inny niezbyt rozsądny pomysł. W ten sposób doprowadził do tego, że powstało ognisko inwazji - tłumaczy naukowiec.
Polecany artykuł:
Jak zwalczać raka luizjańskiego? Kroki zostają podjęte. Komunikat urzędu miasta
Raki trzeba jak najszybciej wyłowić. Można to zrobić albo ręcznie, albo za pomocą specjalnych pułapek. - Przy czym do takich pułapek mogą trafić też ryby czy płazy. Z pułapkami trzeba więc działać bardzo ostrożnie - informuje naukowiec z UPP.
Poznańska inwazja tych skorupiaków to pierwsze takie ognisko w Polsce. Dlatego to precedens. Trzeba będzie działać metodą prób i błędów. - Dużo zależy od determinacji i nakładów finansowych. To nie będzie tani proces. Mam nadzieję, że uda się te raki wyłowić, bo Dębina jest zbyt cennym terenem zielonym w Poznaniu - kończy dr Kaczmarski.
Raki będą odławiane do października podczas 10 dwudniowych sesji. - Odłów będzie prowadzony w dwuosobowych zespołach na wyznaczonych trzech stanowiskach. Wykonawca zobowiązany jest do oznakowania terenu objętego działaniami plakatami informacyjnymi oraz do przeprowadzenia co najmniej dwóch spotkań informacyjnych dla osób zainteresowanych. Odłowione skorupiaki zostaną zagospodarowane do celów badawczych, jako pokarm dla zwierząt w ośrodkach rehabilitacji zwierząt lub ogrodach zoologicznych - opisano w komunikacie Urzędu Miasta Poznania.
Magistrat zaznaczył, że osoby odławiające raki będą posiadały zezwolenia na prowadzenie prac. - Można się do nich zwrócić także z pytaniami na temat działań. W przypadku zauważenia na terenie Dębiny osób budzących wątpliwości - należy powiadomić odpowiednie służby. Obszar objęty działaniami będzie szczególnie kontrolowany przez Straż Miejską, aby uniknąć podszywania się kłusowników pod działania zespołu - zapewniono w komunikacie.