7,5 miliona złotych plus odsetki - takiej kwoty domaga się od skarbu państwa Poznań. To wydatki, które miasto poniosło w związku z likwidacją gimnazjów - mówi nam zastępca prezydenta, Mariusz Wiśniewski.
Reforma została ogłoszona w 2016 roku przez ówczesną minister edukacji, Annę Zalewską. Rok później uczniowie klas szóstych zamiast do gimnazjów poszli do klas siódmych.
Ta reforma - mówiliśmy o tym od początku - nie była dobrze przygotowana. Nie przewidziano wsparcia finansowego na modernizację i aranżację szkół, które do tej pory były sześcioletnie i nagle miały się stać ośmioletnimi. Nie uzyskaliśmy w tym 2017 roku pieniędzy na te zmiany
mówi nam Wiśniewski. Kwota 7,5 miliona złotych nie jest przypadkowa. To wycinek wydatków jakie miasto poniosło w 2017 roku. Pieniądze te można było wydać na inne projekty - wyjaśnia zastępca prezydenta miasta.
Związanych również z oświatą, budową jakichś budynków czy modernizacjami, których nie przeprowadziliśmy, bo trzeba było na gwałt przerabiać szkoły, budować pracownie, toalety, by sprostać oczekiwania wprowadzanej na kolanie reformy.
Sprawa toczy się teraz przed sądem. Samorządy już wcześniej rozważały pozwanie państwa za reformę edukacji. W planach był m.in. pozew zbiorowy, jednak do niego nie doszło.