Wilcze przez lata przyjmowało harcerzy z otwartym sercem. "Dzień przed tragedią śpiewali nad jeziorem piosenki"

2025-07-25 13:11

Przez lata wieś Wilcze witała harcerzy z otwartym sercem – latem nad jeziorami rozbrzmiewały śpiewy, trzaskały ogniska, dzieci uczyły się samodzielności. Dziś mieszkańcy pogrążeni są w smutku po śmierci 15-letniego chłopca. Dzień po tragedii w Wilczu i okolicznych miejscowościach wciąż można było spotkać harcerzy wykonujących swoje obowiązki, pomagających, obecnych – choć już w zupełnie innym nastroju. Sołtys wsi, Maciej Łakomy, mówi wprost: „To dla nas ogromny cios”.

Spis treści

  1. Harcerska tożsamość Wilcza. „To nie był tylko letni obóz”
  2. Nowa drużyna, dobre wrażenia. „Znaliśmy się już od zimy”
  3. Wzruszająca empatia. „Widziałem, jak odwiedzili moją sąsiadkę”
  4. Dzień przed tragedią. „Śpiewali, słychać było ich po jeziorze”
  5. Lilijka z Wilcza. „Chcieliśmy upamiętnić tę więź”
  6. Po tragedii. „Widziałem, jak ściągają tabliczkę”

Harcerska tożsamość Wilcza. „To nie był tylko letni obóz”

Wieś Wilcze, choć liczy niespełna 60 mieszkańców, każdego lata staje się domem dla setek harcerzy z całej Polski. Nad pobliskim jeziorem Wuszno od lat funkcjonują obozowiska – z historią sięgającą jeszcze czasów sprzed kilkudziesięciu lat. 

Warto zaznaczyć, że choć media wciąż posługują się nazwą „jezioro Ośno”, od kilku lat oficjalna nazwa tego akwenu to jezioro Wuszno.  To jezioro, przy którym przez dekady rozbijano namioty i organizowano ogniska. Wiele osób nadal mówi „Ośno”, bo tak brzmiała stara nazwa, ale formalnie to już Wuszno. – Od ponad pół wieku przewinęło się przez naszą wieś kilka tysięcy harcerzy. Tylko w ubiegłym roku gościliśmy tu ponad 1200 osób podczas trzech różnych obozów. To dla naszej małej społeczności naprawdę ogromna liczba – tłumaczy Maciej Łakomy, sołtys Wilcza. 

Nowa drużyna, dobre wrażenia. „Znaliśmy się już od zimy”

Tegoroczny obóz Dolnośląskiego Hufca ZHR był pierwszym w Wilczu. Nowi harcerze od początku wykazali się otwartością i zaangażowaniem. Już zimą drużynowi rozpoczęli rozmowy z lokalnymi władzami i mieszkańcami. – Od początku utrzymywaliśmy kontakt. Przyjeżdżali, rozglądali się, pytali o potrzeby i możliwości. Przed sezonem działała u nich tzw. „kwaterka”, czyli drużyna przygotowująca teren. Przesyłki z wyposażeniem obozowym przychodziły nawet na mój adres – wspomina Łakomy.

Harcerze nie pozostali zamknięci w swoim kręgu. Sołtys opowiada, że organizowano wspólne msze polowe, otwarte także dla mieszkańców. – Pomagałem z nagłośnieniem, oprowadzałem komendanta po okolicy. Byliśmy w stałym kontakcie. Ich obecność była bardzo pozytywna.

Wzruszająca empatia. „Widziałem, jak odwiedzili moją sąsiadkę”

Maciej Łakomy z wzruszeniem wspomina jedną z najbardziej symbolicznych sytuacji, jaka wydarzyła się jeszcze przed tragedią. Pokazuje ona, że harcerze nie byli tylko sezonowymi gośćmi, lecz aktywną częścią lokalnej społeczności.

Ci młodzi ludzie wykazali się dużą empatią. Sami pytali mnie, czy znam osoby, które potrzebują pomocy – starsze, samotne, niepełnosprawne. I nie skończyło się tylko na pytaniach – sam widziałem, jak odwiedzili moją sąsiadkę. To schorowana, starsza pani, mieszkająca samotnie. Pomogli jej, rozmawiali, po prostu byli. Zrobili coś dobrego – mówi z przejęciem.

Takich przypadków było więcej. Harcerze odwiedzali starszych mieszkańców, pomagali, nawiązywali kontakt. – Czasem ludzie odwdzięczali się im drobnym gestem – przynosili owoce, coś słodkiego. To były bardzo ciepłe i ważne spotkania – dodaje Łakomy.

Dzień przed tragedią. „Śpiewali, słychać było ich po jeziorze”

Dzień przed tragedią, która zakończyła obóz, nad jeziorem Wuszno panowała radość. Odbywał się festiwal piosenki harcerskiej – z udziałem wielu drużyn. Sołtys był zaproszony jako juror.

Słychać było muzykę po całym jeziorze. Harcerze śpiewali z zaangażowaniem, był klimat, jakiego nie da się opisać. Możliwe, że chłopiec, który zginął, słyszał te występy. Może był w pobliżu. Nie wiem... – zawiesza głos.

Wszystko działo się po drugiej stronie Wuszna – tam, gdzie było wyznaczone kąpielisko i ratownik. – Nigdy nie doszło tu do podobnych sytuacji. Jezioro Wilcze – Wuszno – przez lata uchodziło za spokojne i bezpieczne miejsce. Aż do teraz – dodaje.

Lilijka z Wilcza. „Chcieliśmy upamiętnić tę więź”

Wilcze od lat budowało swoją tożsamość wokół harcerstwa. Sołtys wsi zadbał, by w ramach szlaku rowerowego „Dziesięciu Wsi i Miasta Wolsztyna” postawić w miejscowości symbol harcerski – lilijkę.

To nie przypadek. Wilcze zawsze kojarzyło się z harcerzami. Tę obecność chcieliśmy utrwalić fizycznie – jako znak więzi, którą pielęgnujemy – tłumaczy.

Dla mieszkańców harcerze byli nie tylko letnikami – stali się częścią lokalnej narracji, oddechem młodości, żywym przypomnieniem o wartościach. Dlatego tragedia, która się wydarzyła, boli tym bardziej.

Po tragedii. „Widziałem, jak ściągają tabliczkę”

Po śmierci 15-letniego Dominika cała Polska była w szoku. Obóz zakończył się dzień wcześniej, niż planowano. Młodzi ludzie z Dolnego Śląska opuszczali teren w ciszy. – Widziałem ich na przystanku. Pakowali się. Ktoś ściągał tabliczkę z oznaczeniem drogi do obozu. To był już koniec obozu– opowiada sołtys.

Wilcze, które przez lata tętniło harcerskim życiem, dziś pogrążone jest w zadumie. Ale nie jest puste. Wielu harcerzy nadal przebywa w Wilczu i okolicznych miejscowościach – realizując powierzone im zadania, pomagając mieszkańcom. – To ogromny cios. Współczuję rodzinie chłopca z całego serca. Ale chcę też, żeby ludzie pamiętali, że ci harcerze naprawdę robią wiele dobrego. Że zostawiają po sobie coś więcej niż tylko namioty. Zostawili ślad – i są tu wciąż – podsumowuje Maciej Łakomy.

Poznań Radio ESKA Google News
Express Biedrzyckiej - WSTĘP